23.07.2020
[WYWIAD] „OBECNIE PANUJE WRĘCZ MODA NA KOMENTOWANIE I ANGAŻOWANIE SIĘ W SPRAWY MIEJSKIE” – DR ARTUR JERZY FILIP, URBANISTA, BADACZ MIASTA.
Pana Artura Jerzego Filipa, autora książki "Wielkie plany w rękach obywateli", wykładowcę na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, poznaliśmy podczas konferencji Element Urban Talks. Już wtedy zainteresował nas tematem odpowiedzialności za przestrzeń publiczną. Postanowiliśmy zgłębić to zagadnienia i zapytać go m.in. o różnice w zarządzaniu przestrzenią publiczną w Europie i Ameryce i „lokalnych gospodarzy”. Nie mogła zabraknąć też pytań o przestrzeń publiczną w dobie pandemii. Zapraszamy do lektury.
Zdjęcia: Kamil Kożuch
Komserwis: W wielu publikacjach podkreśla Pan, że Europa i USA to dwa różne modele zarządzania przestrzenią publiczną. Czy może Pan powiedzieć dla mniej wtajemniczonych, czym te modele się różnią i jak się przenikają?
Artur Jerzy Filip: To naturalnie pewne uproszczenie, ale jednak oddaje znakomicie różnicę między planowaniem odgórnym, eksperckim, a rozwojem oddolnym, obywatelskim. Na ogół systemy planistyczne w Europie zbudowane są na zaufaniu do administracji publicznej, do władz, do ich zdolności zadowalania wszystkich sprawiedliwie. Gdy w Europie mówimy o partycypacji społecznej, poszukujemy raczej sposobów, żeby to właśnie władza mądrze oddała pewien zakres swoich wpływów, żeby jej przedstawiciele częściej i trafniej pytali o zdanie, żeby starali się lepiej reagować na społeczne potrzeby. W tradycji amerykańskiej natomiast fundamentalna jest samorządność, zaufanie do władz jest bardzo ograniczone, więcej wiary pokłada się w inicjatywy niezależne, czy to społeczne, czy sektora biznesowego. Żaden z tych modeli nie jest oczywiście pozbawiony wad. I ciekawe jest to, że o ile my w Europie skłonni jesteśmy patrzeć z zazdrością na Stany, gdzie inicjatywy oddolne kwitną i rozwijają się niezwykle obficie, tak z drugiej strony w Stanach panuje powszechne przekonanie wśród planistów, że wzorowy jest raczej Stary Kontynent, na którym każdy zna swoje miejsce w szeregu, a władza nie ucieka od odpowiedzialności. W tym sensie ciekawym przypadkiem jest potransformacyjna Polska, która jest miksem obu tradycji. A złośliwie można by dodać, że miksem nie tyle zalet, co wad zaczerpniętych z obu stron.
Komserwis: Pociągnijmy trochę ten temat. Jakie są to wady?
Artur Jerzy Filip: Po 1989 roku przyjęliśmy w Polsce procedury planistyczne wzorowane głównie na modelu niemieckim. I jak spojrzy się na rodzaje planów, ich skalę, szczegółowość, typ zapisów oraz procedurę sporządzania, to wydaje się, że jest u nas prawie jak w Niemczech. Prawie. Bo w rzeczywistości w Polsce wciąż z trudem oddzielamy prawo własności od prawa do zabudowy, które to rozdzielenie jest zasadniczym warunkiem planowania w interesie społecznym. I w tym sensie u nas jest jednak bardziej po amerykańsku, właśnie dlatego, że króluje prawo własności. Ale z drugiej strony nie jest wcale jak w Stanach, bo brakuje równowagi, którą tam gwarantuje bardzo silny sektor obywatelski. Koniec końców mamy więc w Polsce europejską biurokrację i amerykański prymat indywidualnego prawa własności. A nie mamy ani europejskiego ducha socjaldemokracji, ani amerykańskiej silnej obywatelskości...
Komserwis: Jakie narzędzia w ostatnich latach wdrożono w Polsce, by obywatele mogli współdecydować o przestrzeniach publicznych?
Artur Jerzy Filip: Zmiana bez wątpienia się dokonała. Jednak niekoniecznie za pośrednictwem wprowadzenia jakiś szczególnych narzędzi. Mamy oczywiście całkiem udane eksperymenty z budżetami partycypacyjnymi czy „miękkie” instrumenty wspomagające organizowanie się lokalnych wspólnot, takie jak „inicjatywa lokalna” w Warszawie. Niestety to wszystko za mało, żeby mówić o współdecydowaniu. Tak jak niewystarczające są formalne procedury sporządzania dokumentów planistycznych wraz z etapami składania wniosków i uwag do planów, publicznych wyłożeń, debat, czy rozwijane różnie w miastach praktyki konsultacji społecznych. Natomiast przestrzenią, w której rozgrywa się realna, choć czasem brutalna, debata o przestrzeni publicznej, są media, szczególnie te lokalne. Niemały udział w „rozkręcaniu” miejskich tematów mają organizacje pozarządowe, ruchy miejskie czy instytucje, takie jak warszawskie MSN [Muzeum Sztuki Nowoczesnej – przyp. red]. Podsumowując, myślę, że dorobkiem ostatnich dwóch dekad jest wzrost popularności tematów miejskich, wręcz pewna moda na komentowanie i angażowanie się w sprawy miejskie. To już coś. Jednak potrzebujemy eksperymentować z narzędziami formalnymi, bo tylko takie dają szansę na trwałe i odpowiedzialne zaangażowanie społeczne. Takim eksperymentem mógłby być model „lokalnych gospodarzy”, tym bardziej że jego zasady są wynikiem doświadczeń i potrzeb tych, którzy za przestrzeń publiczną starają się brać odpowiedzialność od dawna.
Komserwis: Wspomniał Pan o „lokalnych gospodarzach. Czy może Pan przybliżyć nam tę ideę i podać przykłady polskich przestrzeni, gdzie o dane miejsca dbają właśnie oni?
Artur Jerzy Filip: Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że sama idea lokalnego gospodarowania jest naturalna, bazuje na bardzo prostym odruchu. W niejednej przestrzeni ktoś, jakaś osoba, instytucja, firma, decyduje się zadbać o swoją przestrzeń, wykorzystując możliwości i środki, którymi akurat dysponuje. I każda z takich sytuacji jest bezcennym doświadczeniem. Natomiast w takiej pełnej, świadomej formule, lokalne gospodarowanie testowane było i jest w kilku miejscach. Ograniczając się do samej Warszawy, którą znam najlepiej, są to takie inicjatywy jak Otwarty Jazdów, gdzie do roli gospodarzy pretendują organizacje pozarządowe, czy przestrzenie miejskich placów: Małachowskiego i Defilad, w których gospodarzami starają się być instytucje kultury. To przykłady, w których lokalnym podmiotom udało się zawiązać partnerskie relacje ze sobą oraz z władzami miasta, wypracować zasady stałej współpracy, w pewien sposób wpłynąć na procesy ochrony, rozwoju czy przebudowy miejskich przestrzeni. To projekty, w których wypracowano wspólne wizje, nawet jeśli jedynie w małym zakresie urzeczywistnione.
Komserwis: Co jest więc największą trudnością we wprowadzaniu "lokalnych gospodarzy”?
Artur Jerzy Filip: Tutaj wracamy do wcześniejszego wątku, czyli do kwestii narzędzi. Wspólnym doświadczeniem osób zaangażowanych w podobne projekty jest zderzenie ze szklanym sufitem: ten pułap wyznacza brak formalnych narzędzi i procedur umożliwiających nawiązywanie bliższej międzysektorowej współpracy między samorządem, biurami miejskimi, a lokalnymi inicjatywami. To uniemożliwia realne przekazanie odpowiedzialności za przestrzeń, choćby częściowej i w jakimś stopniu regulowanej. A to właśnie odpowiedzialność za przestrzeń jest tu kluczowa. Narzędzia, którymi dysponujemy, nie są wystarczające. Konieczny jest precedens, eksperyment, który mam nadzieję, ziści się w końcu w Warszawie.
Komserwis: Teraz w dobie pandemii wielu architektów zwraca uwagę na to, że nastąpi zwrot do lokalności, czyli nie będziemy potrzebować tak bardzo centrów miast, ważniejsze stanie się tworzenie lokalnych rynków na każdym osiedlu. Czy w Tym można upatrywać szansę na to, że w Europie przyjmą się "lokalni gospodarze"?
Artur Jerzy Filip: Przyznam, że akurat z warunkami panującymi w dobie pandemii nie wiązałbym żadnych szczególnych szans na rozwój modelu lokalnego gospodarowania. Mieszkam z widokiem na warszawskie Krakowskie Przedmieście i każdego dnia obserwuję, jak wielką potrzebę ludzie mają, żeby spędzić czas w samym centrum miasta. Lokalne przestrzenie nie zapewniają tego rodzaju pozytywnej anonimowości co centrum. To właśnie centrum jest esencją przestrzeni publicznej, w której, jak głosi jedna z najzgrabniejszych definicji, obcy spotyka obcego. Niezależnie jednak od panujących obecnie warunków publicznego zagrożenia, każda przestrzeń, czy to osiedlowa, czy dzielnicowa, czy centralna, powinna mieć i może mieć swoich lokalnych gospodarzy: tych, którzy są na miejscu, których siedziby lub domy zlokalizowane są wprost w danej przestrzeni.
Komserwis: Pozostańmy jeszcze przy temacie przestrzeni publicznej w dobie pandemii. Czy myśli Pan, że konieczność zachowania społecznego dystansu wpłynie znacząco na wygląd przestrzeni publicznych?
Artur Jerzy Filip: Powiem przewrotnie, ale szczerze. Intuicja podpowiada mi, że nic się nie zmieni. Że nie zmienimy wcale sposobu projektowania przestrzeni publicznych, a projektanci nie będą dystansować ludzi. Mam wręcz nadzieję, że nie będą. Nie bagatelizuję oczywiście wymogów bezpieczeństwa, których musimy trzymać się w takich szczególnych momentach jak obecnie. Czy to będzie jakaś trwała zmiana? Czy naprawdę mamy zacząć omijać się z daleka, przebywać w przestrzeniach publicznych niejako z osobna, obok siebie, na dystans? Wówczas przestrzenie publiczne utraciłyby swój najbardziej charakterystyczny rys, czyli fakt, że są miejscem spotkania. Miejscem spotkania obcych sobie ludzi. Pojęcie „przestrzeni publicznej” jest wybitnie miejskie, nie oznacza tylko przestrzeni otwartej, takiej, w której można być i spędzić czas tak jak w lesie, nad rzeką, w polu. Przeciwnie, oznacza przestrzeń spotkania. I to nie byle jakiego, bo w odróżnieniu od przestrzeni domowej, spotkania ludzi sobie obcych. Bez tak rozumianej przestrzeni publicznej przestaniemy być wspólnotą miejską i okażemy się co najwyżej wspólnotą podmiejską, przypadkowo zamieszkującą miasta.
Komserwis: Dziękujemy za ciekawą rozmowę i wiele nieoczywistych spostrzeżeń.
Artur Jerzy Filip: Dziękuję.ZOBACZ RÓWNIEŻ
POLECANE WPISY
ARCHIWUM
TAGI
architektura Architektura & Biznes Architektura Krajobrazu blog o architekturze blog o małej architekturze Budma design Dobry Wzór donice miejskie eksperci inspiracje Jan Gehl Katowice komserwis komserwis producent małej architektury Komserwis Trzebinia konkurs kosze na śmieci kosz na śmieci kraków książka o architekturze mała architektura mała architektura komserwis meble miejskie meble miejskie komserwis miasto producent małej architektury producent mebli miejskich przestrzeń przestrzeń publiczna smart city stojaki rowerowe Stowarzyszenie Architektury Krajobrazu street furniture tablice informacyjne Targi Budma wrocław wydarzenia architektoniczne wydarzenia architektura Wydawnictwo Wysoki Zamek ławka ławka miejska ławka parkowa ławki miejskie ławki parkowe